— Pani, Jego Królewska Wysokość jest bogaty, a ja tylko ubogi dżentlmen... moja lorynetka kosztowała mię dwie gwineje w Paryżu przy ulicy Richelieu, Richelieu’s-Street moja pani!... Ale to nie najsmutniejsza dziś nowina, na honor nie żartuję, i wiém jednę, która panią więcéj obejdzie... Ah! kochany markiz!... nie poznałem cię... jakże się miéwasz mój kochany?
— Pan mię niepokoisz, rzekła lady Campbell, o jakiéjże to nowinie chciałeś pan mówić?
— Zapomniałem... ale pani już wiesz o niej, bo ten kochany markiz... nie... No! więc będę miał przyjemność donieść pani o niéj... idzie tu o biédnego Franka... o Franka Percewal.
Od początku widowiska, a powiedzmy raczéj od wczorajszego balu, miss Marya Trewor pogrążona była w pewnym rodzaju moralnéj głuchoty, która ją czyniła nieczułą. Przez cały wieczór głębokie zachowała milczenie, a obecność Rio-Santa nie mogła tą razą zgalwanizować jéj obojętności.
Lady Campbell mniemała, że Marya nie zupełnie zdrowa, i ciągle dawała jéj dowody troskliwości, na które miss Trewor wcale nie zważała.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/408
Ta strona została przepisana.