— Pojedynek! powtórzyła Marya zaledwie oddychająca.
— I jest raniony...
— Ale lekko, wszak prawda mój panie? przerwała znowu lady Campbell dając znak głową, który nakazywał potwierdzającą odpowiedź.
— Przepraszam panią, odpowiedział Lantures-Luces... raniony jest niebezpiecznie, bardzo niebezpiecznie.
— Frank!... raniony!... słabo szepnęła Marya, wsparła ręką blade swe czoło i zamknęła oczy.
— Co do nazwiska jego przeciwnika... mówił daléj Lantures-Luces.
Wtém nagle zatrzymał się: markiz silnie ścisnął go za rękę.
— Dobrze, mój kochany, dobrze, rozumiem cię, dodał; ale nie ciśnij tak mocno... mniemam, ze nic nadto nic powiedziałem!... wreszcie, nie wiem jak się nazywa ten co zranił biédnego Franka.
Lady Campbell i Rio-Santo spojrzeli po sobie; jedno spojrzenie było zapytaniem, drugie wyznaniem.
Miss Trewor spuściła rękę i otworzyła oczy.
— Wszak tu mówiono, że Frank Percewal jest raniony? szepnęła, raniony niebezpiecznie o Boże!
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/414
Ta strona została przepisana.