Lady Campbell chciała ująć jéj rękę, ale Marya zachwiała się na krześle i padła bez przytomności.
Lantures-Luces wyszedł i pobiegł opowiedziéć ten przypadek dandym w piekielnéj loży, a oraz aby bliżéj i niżéj mógł patrzeć na wchodzącą na scenę signorę Briotta.
— Biédne dziécię, rzekła lady Campbell, podając swój siostrzenicy do powąchania flakonik z trzeźwiącémi kroplami... Ah! milordzie, cóżeś uczynił!
— Obraził mię pani, i jest moim rywalem!
— Rywalem nieszczęśliwym, mój panie!... bo to zemdlenie dowodzi tylko, że Marya pamięta o towarzyszu swojéj młodości... Biedny Frank!... Ja także, mój panie, jestem niepocieszoną... Raz milordzie, niech zajdzie mój powóz, oto Marya odzyskuje przytomność.
— Jedno słowo, pani! rzekł markiz błagalnym tonem, miałżebym utracić twą łaskawą przychylność, uczyniwszy to, coby na mojém miejscu uczynił każdy dżentlmen?
— Nie wiém milordzie... nie wiém... I gdyby cię biédna Marya nie kochała, mniemałabym... Ale oto już przychodzi do siebie!
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/415
Ta strona została przepisana.