— Kareta księżny de Longueville! zawołał lokaj w galonowanéj liberyi.
Zuzanna prawie zapomniała o swém szlachetném nazwisku. Hrabina pożegnała ją raz jeszcze czekając także na swój powóz.
Zuzanna wskoczyła do swojego. Lecz zaledwie to uczyniła, aż ręka jakiegoś mężczyzny zamknęła drzwiczki.
— Księżno, rzekł w téj chwili głos ślepego Tyrrella, który siedział przy niéj, daleko już jesteśmy od wczorajszego wieczoru i od Tamizy, nie prawdaż?... Chciéj mi oddać powierzony przedmiot.
Zuzanna nie odpowiadając, wyjęła z zanadrza pierścień zawsze owinięty w papier, którym go okręcił Ślimak, i oddała go ślepemu.
— Dobrze, rzekł. Jutro pani będziesz miała zatrudnienie. Musisz pielęgnować chorego i złożyć pocałunek na czole człowieka, który nie jest wprawdzie wielce szanownym Brianem... ale także wielce szanowny; a Percewal wart Lancestra.