— Zawróć Tomciu!... płyń, Charlie! rzekł cichutko kapitan.
Łódź odpowiedziała wyrachowanym usiłowaniom obu majtków i puściła się stroną brzegu; lecz w tém ciężka kotwica zahaczyła pokład i zatrzymała na chwilę jéj bieg.
— Przetnijcie mi to na dwoje do wszystkich piekieł! zawołał kapitan.
Tom silnie huknął toporem.
— To łańcuch! mruknął zmartwiony.
— Ho! ho! powtórzono w téj chwili. — Żadnej odpowiedzi.
Łańcuch utrzymujący kotwicę wyprężył się i łódź gwałtownie pociągniętą została ku czarnéj massie, którą był statek strażniczy.
Kapitan nacisnął kapelusz i chwycił za laskę.
— Baczność! rzekł. Do djabta wcale dziś nie miałem ochoty kąpać się... Usuń się Charlie, ciężysz na klapie... Otwórz Tomciu... i ratuj się kto może!
Nastąpiła scena teatralna.
Dno łodzi nagle się otworzyło; ludzie i paczki wpadli w wodę. Kotwica komory przyciągnęła pusty tylko i dziurawy statek.
Dwie drugie łodzie, korzystając z zamięszania, dostały się do miejsca wylądowania, w chwili
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/43
Ta strona została przepisana.