— Aha! Mich jest twoim szwagrem! odpowiedział Turnbull. To dobrze. Zaraz go zabiję.
Bob po-cichu wcisnął się za Ślimaka i dał Tom Turnbullowi silnego kułaka w bok.
— Nuże, stary Tomciu, rzekł, Mich to dobry chłopak, ma zostać naszym towarzyszem...
Czybyśmy nie mogli wdać się w tę sprawę?
Tom, mimo że był pijany, niedowierzając spojrzał na Boba.
— Kiedy ty się w to wdajesz, rzekł ponuro, to zapewne dzisiejszego wieczoru będzie parę czaszek roztrzaskanych... czegóż chcesz?
— Chcę was pogodzić, stary mój towarzyszu, odpowiedział Bob, usiłując o ile możności głos swój miodowym uczynić.
— Aha! chcesz nam djabła wpakować w ciało... dobrze... mam moich sekundantów... idź precz!
Bob poszedł poszukać Micha, ale ten nie był już tym samym człowiekiem. W spojrzeniu jego błyskał dziki płomień. Piekielny grok Boba wywierał swój skutek.
— Mój chłopcze, rzekł Bob Michowi, ten djabeł Tom nie chce o niczém wiedziéć.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/440
Ta strona została przepisana.