Ciężkie zasuwy znowu zostały zaparte. Paterson stroskany i mocno znużony usiadł sam za stołem. Peg zajęła miejsce na swéj ławie.
Żywo rozprawiano o kwestyi, czyli walka będzie na śmierć, lub póki obie strony nie zażądają pardonu. Turnbull ostatnie podzielał zdanie; ale Mich, podniecany przez Boba, a nadewszystko przez sławny grok nie chciał o niczém słyszeć.
Ślimak nie posiadał się z radości.
Od czasu do czasu gdy rozmawiający uciszali się nieco, dawał się słyszeć chrapliwy i monotonny śpiew małéj Loo.
Powtórnie zakołatano do drzwi od ulicy.
— Peg! czarna djablico! rzekł któś grubijańsko zewnątrz; otwieraj, albo podpalę twoje gniazdo.
Peg musiała zapewne poznać ten głos, bo spiesznie pobiegła znowu drzwi otworzyć.
Wszedł mężczyzna więcéj niż średniego wzrostu, herkulesowéj postaci; i on podobnie jak Paterson okryty był szerokim płaszczem, którego kapturem osłonił sobie głowę.
— Czy jest tu Bob? spytał.
— Właśnie mają tu zamiar bić się, odpowiedziała Peg.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/444
Ta strona została przepisana.