Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/453

Ta strona została przepisana.

trzebuję Boba... Ej u djabła! zabiorę przegranego, bo już więcéj nie będzie potrzebował groku!
— Panie Bob, przemówiła Peg, która nakoniec także zdołała przecisnąć się, jest w głównej sali jakiś dżentlmen, który chce zapewne z tobą mówić... Idzie o zyskanie znacznej summki.
— Dżentlmen! mówisz, — powtórzył Bob: o téj godzinie!... i znaczna summa, moja szanowna pani Peggy?... Proś niech poczeka, to się prędko skończy... No, Mich!... baczność, mój synu!... zrób mu nad okiem taką samą dziurę, jaką on ci zrobił na skroni.
Bob znowu palcem dotknął rany Micha.
— Zgoda! zawołał tenże ściskając pięści; pójdź tu Tom, niech cię zatłukę!
Tom przybrał odporną postawę.
Bishop burker, siedział w piérwszym rzędzie galeryi, reszta widzów za nim; trzymał w jedném ręku szklankę z rumem, a w drugiém zegarek.
— Oznaczę wam czas, rzekł Bishop; co minuta jedno natarcie, to dosyć... zaczynajcie!
— Zaczynajcie! powtórzyli Bob i Charlie.
Dwaj szermierze wpatrywali się w siebie przez chwilę. Mich uderzył pierwszy; razy z je-