— Żądam twojéj pomocy zacny Bobie, całéj twojéj pomocy. Nie chodzi tu o użycie zwykłych środków... Pewien jestem, że mała od piérwszego razu zachwyci milorda... Ale jej to potrzeba mi.
— To strasznie trudna sprawa, Wielmożny panie, odpowiedział Bob skrobiąc się za ucho, strasznie trudna w rzeczy saméj... I nie wiém...
— Ja ją mieć muszę powiadam ci!... Dopiéro pojutrze opuszczam dom milorda; a więc jutro wieczór muszę...
— O czémże pan myślisz?...
— Milcz... Nie będę się targował; nie zadawaj sobie trudu z oznaczeniem ceny za twą usługę... Jeżeli mi ją przyprowadzisz jutro wieczór, wyliczę ci dwieście funtów.
— Dwieście funtów! powtórzył Bob z pożądliwém drżeniem.
— Dwieście funtów... Jeżeli nie możesz, powiedz... udam się do kogo innego.
— To djabelnie piękny interes.
— A więc?...
— Pięćdziesiąt funtów zadatku Wielmożny panie, a na honor Boba, mała będzie u pana przed godziną dziesiątą wieczorem.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/469
Ta strona została przepisana.