Piérwsze to dopiero słowo usłyszał od niéj Tyrrel. Głos jéj słodki i poważny odpowiadał wyrazowi twarzy. Była piękna, lecz ponura.
— Do Tamizy! powtórzył Tyrrel. Miałaźbyś myśleć o śmierci.
— Tak jest, odpowiedziała Zuzanna.
— A to dla czego, moje dziécię? dla czego?
— Bo nie mam ani nadziei na przyszłość, ani schronienia na teraz.
— Dam ci schronienie Zuzanno, i wrócę ci spokojność.
Zuzanna szła daléj.
— Bardzo często i wielu już mi to samo obiecywało, rzekła; chcieli mię kupić... I pan zapewne ten sam masz zamiar... nie jestem do sprzedania.
— Niech Bóg broni! Zuzanno.
— Kocham kogóś, mówiła znowu; i dla tego nie mogę sprzedać się.
Tyrrel zdziwiony, cofnął się.
— Tylko dla tego? zapytał.
— Tak, odpowiedziała dziewczyna znudzona.
Już tylko miała kilka kroków do Tamizy, ale Tyrrel ujął ją za rękę i rzekł ze szczególném wzruszeniem ciekawości.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/47
Ta strona została przepisana.