Ostatnie słowa wyrzeczone były dwójznacznym tonem.
Lady B*** zadrżała.
Mała kobiéta nic więcéj nie mówiła. Powóz toczył się daléj wpośród wszelkiego rodzaju zgiełku napełniającego od rana do wieczora ulice Londynu. Trwało to długo. Potém zgiełk zmniejszył się, a wreszcie zupełnie ustał. Koła powozu nie skakały już po bruku, ale ślizgały po lepkiém i grzęskiém błocie.
— Już się zbliżamy! rzekła mała kobiéta.
I prawie natychmiast, fiakr stanął, i drzwiczki otworzyły się.
— La vostra Altezza może teraz patrzeć ile zechce, rzekła mała kobiéta z przyjacielskim uśmiechem — racz pani przez chwilę na mnie poczekać.
Stangret podał rękę; contessa Kantakuzenos wysiadła, poskoczyła po błocie do sąsiedniego domu.
Był to dom szczególnego rodzaju. — Żadnych nie miał drzwi. Nic nie oznajmowało, iż można się było do niego dostać inaczéj jak po chwiejącéj się drabinie, bo wszystkie okna zakryte okiennicami, przedstawiały nieprzebyty mur drewniany.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/482
Ta strona została przepisana.