Lady B*** spiesznie korzystając z udzielonego sobie pozwolenia wychyliła się przez drzwiczki i rzuciła wkoło chciwem spojrzeniem.
Nie mogła rozpoznać tej okolicy. — Przed sobą miała dom, o którym mówiliśmy, wysoki i szeroki, zniszczony, ponuréj powierzchowności. Z prawéj i lewéj strony tego domu pełno było gruzów i ruin widocznie niezamieszkałych; naprzeciw wysokie mury, z po za których wyglądały długie gałęzie drzew ogołoconych z liści.
Mgła zaczynała opadać. Obie strony ulicy były jakby dymem zasłonięte.
Jazda trwała dosyć długo, — lady B*** z tego wnieść mogła, że miejsce to musiało być dosyć oddaloném od kościoła Śgo Pawła; ale i ten wniosek nie był pewnym, gdyż stangret naumyślnie mógł jechać dalszą drogą.
Tak więc pozwolenie udzielone lady B***było zupełnie dla niéj bez korzyści; inaczéj mniemamy, że byłaby go wcale nie uzyskała.
Nie wiedząc co począć lady wlepiła wzrok w swą towarzyszkę podróży.
Ta dziwaczne wykonywała manewra. Usiłowała ona stając na palcach dostać się do małéj
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/483
Ta strona została przepisana.