który się tém zajął, jest to nikczemne dziecię, ale godne całego szacunku naszego!... Co do pierścionka, mam go w mojéj kieszeni, albo niech mi djabli kark skręcą!
Lady Joanna B*** podała kapitanowi palisandrową szkatułkę.
— Oto na jego wykup, mój panie, rzekła bojaźliwie.
— Widzisz Mandlin, zawołał kapitan, otóż to mi prawdziwa lady, jak grzecznie ze mną rozmawia, przeklęta skoczko!... Dziękuję, milady, dziękuję, ale niech mię djabli wezmą, moja kochana pani... to bardzo ładna szkatułka, znam kogoś, któremu się ona bardzo podoba... Wieleż tam jest w środku?...
— Dwadzieścia tysięcy funtów, mój panie.
— Widzisz, Mandlin, ta lady nazywa mię panem... Niech mię szatan porwie, zawsze przyjemnie rozmawiać z osobami dobrego towarzystwa.
Kapitan otworzył szkatułkę, włożył okulary na chudy i cienki swój nos, i skrupulatnie zaczął rachować banknoty.
Gdy skończył tę pracę, zdjął okulary i włożył bilety na powrót do szkatułki.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/503
Ta strona została przepisana.