— Dwadzieścia tysięcy! mruknął; na honor nic nie brakuje!... ten wyrzutek Ślimak dobrze zarobił swoje dziesięć funtów... Milady, oto twój pierścionek...
— Za pozwoleniem! rzekła mała kobiéta chwytając za pierścionek w chwili gdy lady Joanna wyciągnęła poń rękę... Ja sama oddam go Jéj Ekcellencyi!
— Czegóż pani jeszcze żądasz? rzekła lady Joanna z niespokojnością.
— Niech się vostra Altezza niczego nie obawia, jest to zastaw, który zatrzymam dopóki jéj nie pożegnam...
— To już do mnie nie należy, stoicznie rzekł kapitan; pogódźcie się, niech mię Bóg skarze! jak same chcecie... Milady, spodziewam się, do kroćset djabłów! że będę miał zaszczyt znowu panią oglądać!... Bądź zdrowa Mandlin, bezwstydna awanturnico, droga moja przyjaciółko...
Mała kobieéta, nie odpowiedziawszy na to poufałe pożegnanie, wyszła wraz z lady Joanną.
W przedpokoju zatrzymała się.
— Mam vostra Eccellenza prosić o jedne łaskę.
— Cóż takiego, moja pani?
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/504
Ta strona została przepisana.