— Powiém pani... Ty tylko jedna na świecić wiedzieć o tém będziesz... Tajemnicza ręka sypie mi co miesiąc jałmużnę.
— To więc była ta wielka jego tajemnica, pomruknął Tyrrel; na honor są powody, dla których i ja muszę ją poznać.
— Słuchajże milordzie! odezwała się ciekawa Francuzka.
— Co miesiąc, rzekł daléj Brian, dziwnémi a zawsze skrytémi drogami, odbieram sto funtów szterlingów.
— I te sto funtów giną jak w otchłani; wielce szanowny głupcze! pomruknął znowu Tyrrel; ale pan tak chce, od wszystkiego więc umywam ręce.
— Ależ słuchaj przecie milordzie! powtórzyła owdowiała księżna de Gèvres.
— Dary te są peryodyczne, zaczął znowu Brian, odbiéram je regularnie i bez żadnéj zwłoki. Nigdy mię nie chybiły, i rzecz osobliwsza, piérwszy miał miejsce w chwili, gdy przywiedziony do zupełnego upadku, po raz piérwszy spytałem sam siebie, co mi na tym świecie czynić pozostaje?
Brian te słowa wymówił smutno i cicho.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/514
Ta strona została przepisana.