czekamy, nie mogą przybyć punktualnie na naznaczoną godzinę... Przyjdą może za dziesięć minut, może za dwie godziny... ale zawsze przyjdą.
Tego poranka wiele zdarzeń miało miejsce.
Markiz de Rio-Santo od rana bawił w Trewor-house. Miał wielką naradę z lady Campbell. Ta dowcipna kobiéta, zostawując markiza kilkakrotnie samego w swym budoarze, rozmaite czyniła wycieczki, bądź do pokoju swéj siostrzenicy miss Maryi, bądź do gabinetu lorda James Trewor swego brata..
Widocznie była to chwila przesilenia. Wybiła godzina natarcia. Siłą chciano zająć pole bitwy.
Markiz przemógłszy sam siebie, nakazał milczenie swéj poezyi, swym kawalerskim skłonnościom, podobnie jak dobry strategik oddala podczas walki wszelkie niepotrzebne działa.
Uzbroił się nieprzełamanym puklerzem; niezdolny upaść na siłach, czekał, gotów na wszystko. Wola jego wybrała ten dzień na urzędowe zaręczyny z miss Maryą Trewor. Musiał