Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/522

Ta strona została przepisana.

— Ah! to przechodzi wszelką wiarę milady, że upierasz się koniecznie i chcesz bronić Franka Percewal...
— Ale ja go nie bronię, milordzie.
— Nic... ah! to co innego!... dla czegóż więc mówisz mi o małżeństwie milady?
Lady Campbell namyślała się przez chwilę. Nie spodziewała się zapewne, że rzeczy tak pomyślny wezmą obrót. Brat w połowie sam jéj ku temu dopomagał, ale wygrana i tak jeszcze była niepewną, bo lady Campbell zbyt znała dobroć braterskiego serca, iżby mogła polegać na chwilowéj zemście jakakolwiekby zresztą mogła być jéj przyczyna.
— Milordzie, odpowiedziała, jest to wielka tajemnica.
— Nie bardzo ja lubię tajemnice, milady.
— Ale ta ci się niezawodnie spodoba... ręczę.
— Nie chcę o niéj wiedzieć moja pani... Wszystko dobrze zważywszy, może ten biédny Frank...
— Fi milordzie! w jednéj chwili mówisz za i przeciw... kocham Franka Percewal, szanuję go...
— Ej do kata! moja pani, nie wiész tego o nim co ja.