— Być może, odpowiedziała z uśmiechem lady Campbell, ale ja znowu wiém to, czego ty nie wiész bracie... Markiz de Rio-Santo prosi o rękę twojéj córki milordzie.
— Bardzo dobrze, milady... ale odmawiam ręki mojéj córki markizowi de Rio-Santo.
— Eh! żartujesz mój bracie.
— Nie, wcale nie żartuję!
— Ależ namyśl się przynajmniéj.
— Traciłbym czas nadaremnie, milady.
— Przynajmniéj poradź się córki, mówiła daléj lady Campbell.
— A to na co? spytał starzec marszcząc białe brwi.
— Przyzwoitość tego wymaga, bracie, odpowiedziała lady Campbell; być może, iż...
— Nie rozumiem cię moja pani.
— Słowem, milordzie, zawołała lady Campbell, cóźbyś powiedział, gdyby siostrzenica moja kochała Rio-Santa?
Lord James Trewor cofnął się krokiem w tył. Wzdęły mu się żyły na czole. Nie było to już małe przedchwilowe uprzedzenie przeciw Frankowi Percewal, ale piękny, czysto-angielski gniew, groźny przeklęstwy, boksami — skoro tym ostatnim sprzyjają okoliczności.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/523
Ta strona została przepisana.