— Twoja siostrzenica? pani! powtórzył zająkliwie; moja córka?... miss Marya Trewor!... to być nie może!...
— Tak jednak jest, milordzie.
— Tak jest, dla Boga!... A więc wyzwę tego Rio-Santa na pojedynek, moja pani!... Uczynię to niezawodnie! Był to człowiek zacnéj i prawéj natury, z charakterem, jak to mówią, z całéj sztuki krajanym, człowiek dawnej daty, jakich już tylko gdzieniegdzie między arystokracyą angielską znaleźć można. Złamać dane słowo było dla niego niepodobieństwem, a ponieważ nie czytywał transcedentalnych naszych romansów, nie przypisywał więc miłości prawa niedotrzymania danego słowa. Jedna tylko rzecz skłonić go mogła do zapomnienia o Franku, to jest samo zrzeczenie się ze strony Franka.
Ale już nie oskarżał Franka odkąd go attakowano.
Słowem, nie wierzył zgoła w ową nagłą miłość Maryi dla nieznajomego. Dowcipne kobiéty częstokroć uważane są za szalone; lord Trewor wspaniałomyślnie nagrodził swą siostrę tym epitetem i tupnąwszy nogą zagładził wszelkie wspomnienie o mianéj dopiéro rozmowie.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/524
Ta strona została przepisana.