sądną... nie znałam sama siebie... byłam nierozsądną i nieszczęśliwą mój ojcze!
— Biédne dziécię! pomruknęła lady Campbell; ona w gorączce.
Lord Trewor giestem nakazał jéj milczenie.
— Teraz, potwarzają go! zaczęła znowu Marya; mówią, że kocha inną... ah! to okropnie mój ojcze, potwarzać ranionego, umiérającego może!
— Umiérającego! powtórzył lord Trewor; co to wszystko znaczy moja pani?
— Frank Percewal miał pojedynek milordzie, odpowiedziała zakłopotana lady Campbell.
— Ja chcę się z nim widziéć mój ojcze, rzekła znowu Marya; zawieź mię do niego... Dowiémy się zaraz, czy trzeba wierzyć tym niegodziwym oskarżeniom... Franku! mój dobry Franku!... o! ileż ucierpiałam!...
Lord Trewor zadzwonił.
— Niech zaprzęgają, rzekł; natychmiast!... Uspokój się Maryo... nie wiedziałem o niczém... Pojadę do Percewala...
— A ja mój ojcze?
— Ty?...
Lord Trewor spojrzał na siostrę.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/529
Ta strona została przepisana.