Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/532

Ta strona została przepisana.

nad innych, tym półbożku, którego jéj tak długo palcem wskazywano mówiąc: uwielbiaj! czcij!... Nic dla niego,! wszystko dla Franka, wszystko dla biédnego rannego, który nie miał obrońcy, tylko samych nieprzyjaciół.
Marya więc odradzała się po swéj śmiertelnéj chorobie. Obudziły się w niéj od razu wszystkie wspaniałomyślne uczucia. W téj chwili była silną i odważną, zdolną w walnéj bitwie pokonać tę domową tyranię, z któréj się dopiéro co prawie niespodzianie otrząsnęła.
Słodki i delikatny rumieniec osiadł na bladym dotąd jéj policzku. Oko błyszczało śmiałém świałem, a cała wdzięczna postać, pełną była nieustraszoności. Słowem cała jéj istota tak krucha obok arystokratycznéj swéj piękności, zdawała się gotować do przyszłéj walki i grozić zdala gnębiącéj ręce, pod którą tak długo uginała swą słabą wolę.
Marya radowała się tą niezwykłą siłą i dziękowała Bogu.
Wszystko to trwało kwandrans. Po upływie tego czasu zasępiło się czoło Maryi. Nagle ujęła ona rękę ojca i błagalnie w oczy mu spojrzała.