leko... a wielce-szanowny Brian jest dla nas drogą rękojmią twego posłuszeństwa... Ale, ale, pomówimy o wielce szanownym Brianie moja córko. — Dziś tylko co się już nie zdradziłaś, a tém samém tylko co go nie zgubiłaś.
— Co!... zawołała Zuzanna, miałżebyś wiedziéć?...
— Wiém o wszystkiém... Strzeż się!!... Ale na przyszłość będziesz zapewne rozsądniejszą, jeżeli nie dla siebie saméj, to przynajmniéj przez wzgląd na niego... Słuchaj!
Usłyszano kołatanie do drzwi zewnętrznych.
Tyrrel pociągnął Zuzannę do łóżka i kazał jéj pochylić się nad głową chorego.
— Wejdzie tu jeden człowiek, powiedział, starzec. W chwili gdy się na progu pokaże uczynisz to co rozkazano... Żadnych kwestyj! dodał rozkazująco; podpisałaś umowę, musisz ją dopełnić.
Lord Trewor szedł po schodach, zdaleka odpowiadając staremu Jakóbowi.
— Ciężko raniony, biédny chłopak! rzekł; ha! może ja się mylę... Nie teraz to dla niego pora miéć miłośne awanturki.
Stąpił na próg i ujrzał Zuzannę plecami do niego obróconą. Zatrzymał się.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/539
Ta strona została przepisana.