— A twoja córka Elżbieta, Dunkanie? spytała Anna.
— Elżbieta! powtórzył Bob z giestem najdoskonalszéj boleści ojcowskiéj; biédna dziewczyna!... już od pół roku opłakujemy jéj stratę!... Ale, na honor, ja tu nie przyszedłem rozmawiać o moich interessach, nie... Jego Wielmożność czeka na panienki...
— Ojciec! przerwała Klara, miałżeby być w Londynie?...
Anna otarła łzę poświęconą pamięci Elżbiety, towarzyszki jéj dzieciństwa, i uśmiechnęła się.
— Mój ojciec! rzekła także, a więc go obaczemy?
— Skoro tylko zechcecie, moje piękne panny, rzekł Bob; ah! do licha! Jego Wielmożność będzie bardzo kontent... jakże dawno już was nie widział?...
— Rok już, odpowiedziała Anna.
— Rok! na honor! tak jest... rok! Powinienem był to wiedzieć, bom go wtedy aż do granicy odprowadzał... Ale!... czy tu nas nikt nie słyszy?
Bob obracał się na wszystkie strony przybierając bardzo tajemniczą minę.
— Po cóż takie ostrożności? spytała Klara.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/557
Ta strona została przepisana.