— Zdało mi się, żem słyszał krzyk, rzekł Angus Mac-Farlane, przebudzając się z ponurego zadumania.
— Nieco cierpliwości, mój panie łaskawy, odpowiedziała oberżystka, za pięć minut pański pokój będzie wypróżniony.
W téj chwili suwany smyczek po strunach wydał szatańskie tony.
Mac-Farlane wyjął z kieszeni tartanową czapkę i mocno ją na uszy nacisnął, a master Gruff ciągle wygrywał po piekielnemu.
Ostatnie jęki nieszczęśliwéj Klary połączyły się z dźwiękiem téj szyderczéj muzyki. Głos jéj umilkł wkrótce pod wzrastającą przemocą niepokonanego snu.
— Edwardzie! pomruknęła Klara, ostatnie wydając westchnienie, Edwardzie!... kochałam cię... kocham... O! ty nie będziesz nawet wiedział, że umieram kochając cię!
Usiłowała zawlec się do siostry, która wdzięcznie rozciągnięta na krześle, spała z anielskim na ustach uśmiechem.
— Przyjdą, myślała, bo już mówić nie mogła, przyjdą!... ze snu przejdziemy do śmierci, Biédna siostra!... nie będzie miała nawet grobu, na którymby Stefan mógł zapłakać!... A ja!...
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/594
Ta strona została przepisana.