była straszną groźbą, zmieniła jéj zamysły. — Oddaliła się od swoich ofiar, pobiegła na schody i kaszlnęła sucho, jakby z musu, dając mężowi znak umówiony.
Natychmiast zamilkły skrzypce mastra Gruff, a zacny oberżysta pospieszył na górę.
— Czy już po wszystkiém? spytał po-cichu.
— Milcz! odpowiedziała mistress Gruff z przyzwyczajenia; co robi laird?
— Nie ma niebezpieczeństwa moja przyjaciółko. Laird wpadł w swoje głupie szkockie marzenia. Rozmawia sam z sobą, to o tém to owém... O! — mówił daléj master Gruff, zatrzymując się przed obiema siostrami, z prawdziwém politowaniem; — jakież to śliczne stworzenia!
Mistress Gruff wzruszyła ramionami.
— Co za szkoda! zaczął znowu oberżysta, którego rozczulony głos dziwnie przeciwił się niegodziwéj powierzchowności; — co za szkoda, że tym biédnym aniołom przykrość wyrządzać trzeba.
— Milcz niedołęgo!... wywieś latarnię.
Oberżysta oddalił się westchnąwszy.
— Czy to podobieństwo, melancholicznie mówiła oberżystka, aby taka kobiéta jak ja miała
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/598
Ta strona została przepisana.