— Jakże ci się podoba Lovely? sir Edwardzie, zapytał młodzieniec.
— To pytanie uważam za impertynencyą, signor Angelo Bembo, odpowiedział ślepy; — czyż nie znasz inéj niedołężności?
— Prawda, sir Edwardzie, prawda, pomruknął Angelo, na którego wesołéj i pięknéj twarzy malował się lekki odcień szyderstwa; wszyscy znają twoję niedołężność. — Jest to najpiękniejsze pióro twojego skrzydła i ręczę, że nie zamieniłbyś go na tysiąc funtów szterlingów.
— Tak jest, sucho odrzekł Tyrrel.
— Do prawdy?...Pozostałby ci jeszcze jeden środek, uczynienia się głuchym... i to się może przydać... Leżeć Lovely!... Do djabła! ta dziewczyna, którą nie wiém gdzie odkopałeś sir Edwardzie, jest najpiękniejszém w świecie stworzeniem.
— Tak mniemasz, signore?
— Tak, zaiste! sir Edwardzie... nie marszcz brwi... nie mam do niéj żadnéj pretensyi.. chociażby była jeszcze raz tak piękna... a to trudno!... Od chwili jak zostaje z tobą w stosunkach mam dla niéj szacunek jak dla stuletniéj baby...
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/633
Ta strona została przepisana.