— Eh! milordzie! odparł zniecierpliwiony doktor, wiémy o tém, że wiele możesz, ale potrzeby stowarzyszenia gwałtem wymagają tego małżeństwa, a ja równie jak Wasza Wysokość jestem lordem nocy.
— Równie jak i ja! powtórzył markiz z wyrazem najwyższéj pogardy.
— Przebacz milordzie... ale tak jest.
Doktor po raz drugi wyprostował sztywną swą postać, zebrał wszystką krew zimną i podniósł oczy na Rio-Santa.
Ale spotkawszy utkwione w siebie spojrzenie markiza pełne wzniosłéj groźby na nowo
tracił odwagę.
— Wiész, milordzie, mówił daléj, nadając głosowi swemu nagły wyraz pokory, żeśmy w tobie nieograniczone położyli zaufanie. Statuta nasze nie wiążą cię; masz prawa, ale nie masz obowiązków. Niech mię Bóg zachowa, iżbym miał pretensyą do stawiania się z tobą na równi! ale widzę, że to twoje małżeństwo nie przyjdzie do skutku... a nie znam w Londynie drugiego para Anglii pozbawionego męzkich potomków i mającego jednę tylko córkę.
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/649
Ta strona została przepisana.