rozciągnął się przy nim i lizał mu twarz wyjąc żałośnie.
Rio-Santo ukląkł. Człowiek leżący na kobiercu miał twarz krwią zbroczoną, a zmoczone włosy spadały mu rozproszone w koło głowy.
Szkocki ubiór również był zmoczony wodą i zwalany krwią.
Rio-Santo wpatrzywszy się w rysy tego człowieka, wydał okrzyk zadziwienia; porwał świécę, bo niedowierzał własnym oczom.
— Angus! Angus! zawołał; bracie mój!
Laird nie ruszył się.
Rio-Santo podniósł go ostrożnie i położył na sofie; łzy płynęły z pod dumnych powiek markiza.
— Angus! Angus! powtórzył.
Laird otworzył oczy i powiódł zagasłym wzrokiem w koło siebie.
— Obie! obie! o mój Boże! ryknął rozdzierającym głosem, obie zgubione!...
Potém oczy jego zamknęły się znowu, i padł ciężko na wznak.