Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/671

Ta strona została przepisana.

Bozki, ta piękność promieniejąca i natchniona, wszystko to otoczyło go jakby czarami i pobudziło do uwielbienia bez granic.
Ostatnie drganie głosu Zuzanny zgasło pod grzmotem akkordów. Następnie zamilkł i fortepian. Piękna dziewica podniosła wzrok rozczulony i w zwierciedle spotkała pałające spojrzenia Lancestra.
Zadrżała i zapłonęła, nie wstydem, lecz rozkoszą. Brian złożył pocałunek na jéj ręku.
Usiedli obok siebie na sofie i przez kilka chwil milczeli. Zuzanna była szczęśliwą, bo widziała Briana. Brian zaś doznawał jeszcze świeżego wrażenia: milcząc uwielbiał i w głębi duszy.
— Czekałam cię milordzie, przemówiła nakoniec Zuzanna; piérwszy raz przychodzisz tak późno.
— Czyś się pani za mnie modliła? spytał Brian jakby unikając odpowiedzi; aniołowie muszą zapewne śpiéwać tak, jak ty Zuzanno!
Zuzanna nie spuściła oczu.
— Ilekroć modlę się, odrzekła, to zawsze za ciebie Brianie!... Ale któż cię tak długo zatrzymywał? Bardzo mi smutno, kiedy nie jesteś przy mnie... O gdybyś kiedy nie miał przyjść!...
— Wtedy chybabym nie żył Zuzanno.