Powiedziałbyś, że wraca z jakiéj rozpusty, lub z niebezpiecznéj i z trudnością wytrzymanej bójki.
Zapytanie Zuzany, nagle wyrwało Briana de Lancester z nadziemskiéj sfery, po któréj bujał od kilku minut. Wstał czém prędzéj i spojrzał w lustro.
Przebacz, milady, przebacz; na honor nie sądziłem, aby mię tak znieważono.
— Ależ na imię nieba! milordzie, co ci się przytrafiło? zawoła Zuzanna niespokojna.
— Coś bardzo ważnego, z uśmiechem odpowiedział Lancester; co tylko może być najważniejszego, milady... Dopuściłem się zbrodni Stanu.
Księżna de Longueville nie zrozumiała tego.
— Zbrodni stanu! powtórzyła — tonem objawiającym że nie pojmuje tego.
— Tak jest milady, mówił dalej Brian, poprawiając tymczasem rorzucone włosy i ubiór, ale to nie tłómaczy mię bynajmniéj, i błagam cię pani, chciéj wierzyć, gdybym się był przejrzał w zwierciedle nim zapukałem do drzwi twoich...
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/673
Ta strona została przepisana.