— I mniemasz pan, że się już niczego niepowinieneś obawiać? spytała księżna śmiertelnie blada.
Brian przyprowadził ją napowrót do sofy i usiadł przy niéj.
— Wszystko pani powiém, rzekł miłym i wesołym głosem. Ale abyś pani przebaczyła mi moję przygodę, musisz wiedzieć, że od trzech dni szukam po całym Londynie niepodobnego do znalezienia przedmiotu...
— Jakiego przedmiotu, milordzie?
— Jest to mój sekret, milady, poważnie odpowiedział Lancester, szukałem więc i nie mogłem znaleźć. Rzecz okropna! bo przedmiot ten koniecznie mi był potrzebny; chciałem go... Dziś rano, przyszło mi na myśl, że może będę go mógł pożyczyć, skraść, jeżeli milady wolisz, najłaskawszemu Monarsze naszemu Wilhelmowi. Była to myśl szczęśliwa. Każę więc siodłać mojego Ruby, biednego Ruby! i galopem ruszam do zamku Windsor... Tam szczęście zrazu mi sprzyjało. Króla nie było w zamku. Otworzono mi wszystkie drzwi i dostałem się aż do pokoju zapełnionego przedmiotami podobnémi do tego, którego potrzebowałem...
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/675
Ta strona została przepisana.