się wesołości. Zuzanna zdawała się do niéj stosować, podzielała każdy jego uśmiech i każdą oznakę tak dobrego humoru.
— Podczas bytności króla w zamku, mówił daléj Lancester, ogrody i tarasy zamknięte są dla publiczności, mianowicie od czasu jak jeden szaleniec strzelił z pistoletu do młodéj księżniczki Aleksandryny Wiktoryi[1], córki zmarłego księcia Kent. Przy każdéj bramie stoi straż, a piesi gwardziści bez ustanku krążą po tarasie. Jednakże, moja pani, przyszedłem aż pod sam pałac, pomimo okopów pięknego trawnika, na którym wznosi się wielka japońska oranżerya. Tego téż właśnie było mi potrzeba.
— Ale dla czego milordzie, na co?
— Zaraz się pani dowiész... Przebyć baryery było to igraszką, dzięki dzielnemu mojemu Ruby... Biedny Ruby!... Bez przeszkody dostałem się pod taras, od którego przedzielał mię już tylko wał i nizki mur... Ruby stąpał pewno. Zszedł więc w wał, ja stanąłem na siodle i za jednym skokiem znalazłem się na trawniku, o trzydzieści kroków od straży.
- ↑ Obecnéj królowéj.