Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/678

Ta strona została przepisana.

— Ależ naraziłeś twoje życie, Brianie! rzekła Zuzanna tracąc uśmiech.
— Taka tylko stawka zachęcie mię może do gry, odpowiedział Brian, i lekka chmura na chwilę pokryła jego wesołość.
Księżna spojrzała na niego wzrokiem pełnym słodkich wyrzutów.
— Jestem niewdzięczny dodał, i zapomniałem, ze nie powinienem był narażać mego, naszego szczęścia. Nie tak to łatwo pozbyć się można dawnych nałogów, moja pani... długo nienawidziłem życie!... Teraz, kocham cię Zuzanno i Bóg świadkiem, śmierć zbyt byłaby dla mnie dotkliwą, bo rozłączyłaby mię z tobą; ale takim się już urodziłem. Między mną, a tém czego pragnę, nie ma żadnéj przeszkody... a ja chciałem wejść do zamku.
— Ostatnie wyrazy wymówił lekko, i z wesoło daléj opowiadał:
— Bacz mi nakoniec przebaczyć milady, żem wywołał twój przestrach i na chwilę spłoszył z twéj twarzy zachwycający uśmiech. Straż, o któréj wspomniałem, spała wsparta na karabinie... Był to poczciwy pieszy gwardzista, który zapewne pił całą noc za zdrowie Najjaśniejszego Króla Wilhelma. Przebywszy wał, szedłem poważnie