ku japońskiéj oranżeryi, przybierając minę niby mieszkańca zamku; ale na zakręcie alei, spotkałem się twarz w twarz z dwiema damami: była to owdowiała księżna Marya-Ludwika-Wiktorya Kent i córka jéj księżniczka Aleksandryna Wiktorya. Ukłoniłem się z uszanowaniem, według mojego obowiązku i szedłem daléj. — Gdym się oddalał, młoda księżniczka, prześliczne dziécię, spojrzała za mną zdziwiona, bo wyznać winienem, że niedawno wykonany skok wprowadził moję toaletę w nieład nie bardzo zgodny z etykietą królewskiéj rezydencyi... Obróciłem się i ujrzałem, że młoda księżniczka biegnie do stojącego na straży gwardzisty i że za nią zdąża dostojna jéj matka. Byłto znak niepomyślny...
— A zatém uciekałeś milordzie?
— Owszem milady, szedłem spokojnie ku oranżeryi. I wszedłem tam. Długo i starannie wybierałem. Skoro wyszedłem, aleje napełnione były gwardzistami... Milady, dodał Lancester, wstydzę się prawie wyznać Francuzce, że my angielscy dżentlmenowie praktykujemy, po większéj części z niejaką wyższością, nie zbyt rycerską sztukę starożytnych szermierzy... Kilku gwardzistów bez broni chciało mi zatamować
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/679
Ta strona została przepisana.