Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/69

Ta strona została przepisana.

Nazajutrz byłby się z odrazą uśmiechnął myśląc o wczorajszém szczęściu.
Kongreganistki zaintonowały ostatni psalm. Nasz marzyciel czując, że mają mu odjąć kubek od ust, nie chciał zostawić w nim ani jednéj kropli; rzucił się więc na ławkę dla lepszego przypatrzenia się i przysłuchania.
Gdy siadał, zdawało mu się, że usłyszał lekki szelest za sobą. Mimowolnie i obojętnie inne myśli przytłoczyły umysł naszego nieznajomego. Ogromna, ciemna i samotna nawa, przedstawiła mu się znagła w ponurym obrazie. Ostatnie dźwięki świętéj muzyki zdawały mu się zdolnemi zagłuszyć chrapanie konającego. W cieniu mogli się ukrywać złoczyńcy, i podczas gdy tam w pośród lamp i jarzącego światła zanoszono modły do Boga, szatan może czuwał tu w ciemności, i z uśmiéchem przewodniczył podstępnym krokom zbójcy.
Gdy więc cały był zajęty tą nową myślą, lżejszy, ale bliższy szelest obił się o uszy jego. Zdawało się, że jakieś ciało ociera się o mur. Nieznajomy siedział jak wryty; ale marzenia jego zniknęły, a umysł, przywołany niespodzianie do rzeczywistości, zimno rozważał