Pan Edward nie zasługiwał już w téj chwili na epitet marzyciela, który mu tak często przypisywaliśmy. Postępował z wyniosłem czołem, jak człowiek wolny od wszelkiego roztargnienia. Na chwilę zatrzymał się przed kongreganistkami, a rzuciwszy rękawiczkę, którą dotknął był Bob-Lanterna, rozpoczął długą i trudną operacją wkładania drugiéj.
Bob podniósł tę rękawiczkę i schował do kieszeni. Był to nędzny połów, ale są ludzie, którzy nie lubią utracić nawet szpilki, a Bob-Lantern wolał raczéj szukać po cudzych kieszeniach jak nic nie znaleść.
Wkładając swoją rękawiczkę, pan Edward spostrzegł zachwycającą kwestarkę, która mu się objawiła gdy wychodził z marzenia; ale nie ujrzał wcale Klary, któréj spojrzenie nie opuszczało go ani na chwilę. Stefan przeciwnie widział tylko Klarę, a z zazdrości wszystka krew w nim wrzała.
Pan Edward nim wyszedł z kościoła włożył okulary.
— Niewątpliwie jest zachwycająca, mruknął i dał znak Bobowi aby się przybliżył.
Kiedy Bob stanął tuż przy nim, nachylił się i rzekł mu do ucha:
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/72
Ta strona została przepisana.