cych małżonek milionowych bankierów, z radością gotowe były kompromitować się dla słusznéj nadziei wzbudzenia zazdrości w dumnych magnatkach z Belgrave-Square. — Współzawodnictwa koteryj przybierały charakter namiętności. Markiz spokojnie i nietracąc nic z swéj wyższości przebywał wpośród tych towarzystw, tchnących wzajemną nienawiścią. Uczęszczał do West-End, bo obyczaje cyrkułu magnatów pochlebiały arystokratycznym z przyrodzenia jego skłonnościom; ale nie pogardzał także i City, ani téż ucztami stronnictwa wigowskiego.
Rio-Santo nie był ani członkiem parlamentu, ani artystą, ani doktorem; gorszym może był jak te wszystkie trzy rodzaje ludzi, lecz przynajmniéj uniknął tych trzech przewrotności. — Otwarcie mówiąc, nie był wcale tém, czém się jest zwyczajnie w naszém towarzystwie etykietalném, nie był powtarzamy, składem aptekarza; służyło mu też niezaprzeczone prawo — naśladowania pszczoły, to jest, wybierania bez wyjątku.
Odznaczającém się jego zatrudnieniem było markizostwo, milionowe bogactwo i jak można największa chęć odróżnienia się od innych. — Nie znamy wyborniejszego nad to zajęcia, i nie
Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/88
Ta strona została przepisana.