międzywieżyszcza[1] zbliżyli się do blanków murowych, wiedząc że są nieobsadzone, najprzód drabiny niosący, i przystawili je; zatém lekkozbrojnych dwunastu z krótkim mieczem i w pancerzu weszło na górę, których prowadził Ameas syn Koroiba a pierwszy wstąpił na mur. Za nim postępujących sześciu na każdą z dwóch wież (zamykających owo międzywieżyszcze) wstąpili. Następnie inni lekkozbrojni po tych z oszczepami posuwali się, przed którymi inni tarcze nieśli, ażeby tamci łacniéj podeszli, a mieli je podać kiedy w obec nieprzyjaciół staną. Kiedy atoli już większa liczba stanęła u góry, spostrzegli to strażnicy z wież; zrzucił bowiem był któryś z Platejan chwytający się blanków dachówkę, która upadłszy łoskot sprawiła. I natychmiast krzyk powstał, i wojsko rzuciło się na mur; nie wiedziało bowiem co za niebezpieczeństwo zagraża dla ciemnéj nocy i wichru, lecz równocześnie pozostali w mieście Platejowie wypadłszy (z grodu) uderzyli na mur Peloponnezyan od strony przeciwnej téj którą ich lud przekraczał, ażeby jak najmniej na tychże uwagę zwracali. Wrzawę tedy czyniono na miejscu stojąc, lecz biedz z pomocą żaden się nie odważał z swojego stanowiska, a nie umieli sobie wytłomaczyć co się dzieje. Tutaj trzystu Peloponnezjan, którzy rozkaz mieli pomocniczenia w razie potrzeby, ruszyło poza okopy w stronę krzyku. I ognie podniesiono do Theb nieprzyjacielskie; lecz podnieśli i Platejowie w mieście od muru mnogie ognie uprzednio przygotowane na ten cel, ażeby niezrozumiałemi uczynić znaki ogniowe nieprzyjaciół i żeby nie biegli z pomocą (Thebanie), za coś innego wziąwszy to co się dzieje niżeli było w istocie, ażby ich (Platejan) wychodźcy umknęli i w bezpieczne miejsce się wydostali. Przekraczający atoli mur Platejowie w tym czasie, skoro pierwsi weszli na górę i wieże obie strażników pozabijawszy opanowali, zaczém przechodów w wieżach sami w nich stanąwszy pilnowali ażeby nikt przez nie nieposiłkował, i drabiny przystawiwszy od muru do wież i sprowadziwszy na górę mężów liczniejszy (już) zastep; (wtenczas) jedni z wież pomocniczących (nieprzyjaciół) i od góry i od dołu odpierali pociskami, drudzy zaś w tej chwili liczniejsi drabiny przyparłszy zarazem i blanki postrącawszy poprzez międzywieżyszcze poprzechodzili. Każdy zaś przedostający się stawał na krawędzi rowu, i ztąd miotali strzały i pociski, jeśli kto z boku niosąc pomoc mimo (wzdłuż) mur przeszkodę stawiał przeprawie. Aż kiedy wszyscy przedostali się (na drugą stronę), owi na wieżach będący z trudem na ostatku schodząc na dół przybyli do rowu, a wtém owych
- ↑ t j. w środkowym punkcie wież.