ale na Leukimme przylądek wylądowawszy pustoszyli pola. Lud tymczasem Kerkyraeów zbyt uląkłszy się tego, aby flota nieprzyjacielska nie napłynęła miasta, i z błagającymi wszedł w umowy i z resztą zbiegłych do bożnicy Hery, aby tylko miasto ocalić. To też niektórych z nich namówiono, do wstąpienia na łodzie; uzbrojono bowiem jednakowoż[1] trzydzieści [w oczekiwaniu napaści]. Peloponnezyanie zaś do środka dnia kraju naniszczywszy odpłynęli, a pod noc oznajmiono im przez znaki ogniowe, że sześćdziesiąt naw Atheńskich napływa od Leukady; te Atheńczykowie dowiadujący się o rokoszu (na Kerkyrze) i o łodziach pod Alkidasem na Kerkyrę zabierających się płynąć wysłali, pod dowództwem Eurymedonta syna Thuklesa. Peloponnezyanie tedy téj nocy jeszcze z szybkością pożeglowali do domu wzdłuż lądu (wybrzeża); zaczem przeniósłszy przez przesmyk (lądu) Leukadiów łodzie, ażeby opływając go nie byli widziani, wycofali się (szczęśliwie). Kerkyraeowie zaś dowiedziawszy się o nadpływie naw attickich a zniknieniu nieprzyjacielskich, zabrawszy Messenian uprzednio pozewnątrz miasta obozujących, zatem nawom które uzbroili (około miasta) krążyć rozkazawszy, ku Hylaickiemu portowi, w czasie téj przeprawy, jeżeli którego z wrogów pochwycili w mieście, zabijali; z naw zaś, wszystkich których nakłonili byli do wstąpienia na nie, wysadzając na ląd zatracali, wreszcie do bożnicy Hery przybywszy z błagalnie tam schronionych około pięćdziesięciu poddać się sądowi zniewolili i skazali wszystkich na śmierć. Wszakże większa część błagających, których nie nakłoniono, skoro ujrzeli co się dzieje, pozabijali się tam w świątyni sami wzajem, i na drzewach niektórzy się obwiesili, drudzy jak który mógł odebrali sobie życie. Tak przez dni siedm, w których przybyły na Kerkyrę z sześćdziesięciu łodźmi Eurymedon tamże pozostawał, Kerkyraeowie własnych obywateli za nieprzyjaciół uważanych mordowali, zarzut wprawdzie czyniąc że ludowładztwo obalali, ale zginęli niektórzy i dla prywatnej nieprzyjaźni a inni dla pieniędzy wypożyczonych przez tych (zginęli) którzy je (pożyczką) wzięli; toż wszelakiego rodzaju mordowanie się nastąpiło, i jak się w takowych razach wydarzać zwykło, nie było grozy której by się nie dopuszczono, owszem dalej jeszcze posunięto się. Albowiem i ojciec syna zarzynał, i od ółtarzy zwłóczono ofiary i przy nich zakłuwano, pewna liczba nawet zamurowana w chramie Dionyza wymarła.
Do takich to okrucieństw posunął się ten rokosz, a zdawał do jeszcze większych (posuniętym), ponieważ należał do najpierwszych: albowiemć później to nawet wszystkie, że tak
- ↑ acz byli pobici.