żający zagrzewali się pokrzykiem nie małym, gdy niemożność była w pośród nocy inny znak sobie podawać, a zarazem napadających natarcie przyjmowali; a Atheńczykowie odszukiwali siebie samych, a wszystko co z przeciwnej strony przybywało, chociaż to był i przyjazny jaki oddział z owych już znowu w ucieczkę podanych za przeciwny uważali, zaczém zapytując go po haśle licznemi głosy razem ponieważ nie można było czémś innem rozpoznać się, i w śród siebie samych zgiełk wielki sprawiali, wszyscy społem zapytywania stawiając, i nieprzyjaciołom oraz hasło (swe) wykrywali; hasła tymczasem wrogów porówno nie znali, ponieważ ci jako zwyciężający i nierozerwani mniej mieli trudu w rozeznawaniu siebie, tak iż jeśli gdzie w przeważnéj sile napotkali jaki oddział (słabszy) nieprzyjaciół ci usuwali się przed nimi jako świadomi ich hasła, jeśli zaś sami hasłem nie odpowiadali, ginęli. Najwięcej atoli złego przyczynił Atheńczykom paean wojenny; z obóch bo stron brzmiąc podobnie niepewność sprawiał. Argejowie bowiem i Kerkyracowie i ilu było Doryjczyków po stronie Atheńczyków, ilekroć zanucili paean, trwogą to przejmowało Atheńczyków, a wrodzy tak samo ich przerażali. Tak iż nakoniec powpadawszy na siebie na wielu punktach obozu, skoro raz pomięszanie nastąpiło, i przyjaciele na przyjaciół i obywatele na obywateli, nie tylko przestraszając się wzajem, ale i do walki na rękę ze sobą przyszedłszy z trudem tylko nareszcie rozłączali się. W końcu gdy ścigać ich już zaczęli Syrakuzanie, większa część ze skał rzucając się poginęła, gdy ciasnem jest z Epipolów napowrót schodzenie, a z tych co na równiny ocaleni z góry wydostali się większość wprawdzie, toż wszyscy z dawniejszych żołnierzy skutkiem lepszej znajomości kraju do obozu przedzierali się, lecz później przybyli niektórzy zmyliwszy drogi po kraju się obłąkali; tych skoro dzień nastał, jazda Syrakuzanów okoliwszy wycięła.
Następującego tedy dnia Syrakuzanie dwa pogromniki wystawili, jeden na Epipolach kędy (jest) dostęp do nich, drugi zaś w tém miejscu, gdzie Bojotowie najprzód opór stawili; Atheńczykowie zatem poległych swoich pod zasłoną przymierza unieśli. Zginęło wszakże nie mało z nich jako i ze sprzymierzonych, broni zaś jeszcze więcej jak trupów padło zabrano im; ci bowiem co ze skał przygwałceni zostali skakać bez tarczy i broni, częścią poginęli częścią przecież uratowali się.
Po tym wypadku Syrakuzanie nieoczekiwaném powodzeniem na nowo znowu, jak nieco przedtem[1], na duchu podniesieni,
- ↑ Porównaj tejże xięgi rozdz. 7 i 41 ku końcowi.