które wypiła, zaczęła walić długiemi paznogciami po kławiszach rozstrojonego fortepianu i śpiewać ochrypłym głosem najprzód pieśni cygańskie, potem romans Seymour-Schiffa: „Drzemie wpółsenna Grenada“, a Sitnikow przewiązał sobie głowę chustką i przy słowach:
„W gorącym splotłem całusie“
udawał umierającego kochanka.
Nareszcie Arkadjusz nie mógł już wytrzymać.
— Zlitujcie się państwo, — zrobił głośną uwagę, — wszystko to wygląda na Bedlam.
Bazarow, który zrzadka tylko wtrącał się do rozmowy z jakimś kpiarskim żartem, zajmował się bowiem głównie szampanem, ziewnął na cały głos, wstał z miejsca i nie żegnając się z gospodynią, wyszedł razem z Arkadjuszem. Sitnikow wypadł prawie tuż za nimi.
— No i cóż, i cóż? — zapytywał pokornie, podchodząc to z prawej to z lewej strony; — czyż wam nie mówiłem, że to ciekawa osobistość! Takich oto kobiet trzebaby nam więcej! Jest to w swoim rodzaju zjawisko wysoko-moralne.
— A ta instytucja twojego papy, czy także jest zjawiskiem wysoko-moralnem? — rzekł Bazarow, wskazując palcem szynk, obok którego przechodzili właśnie.
Sitnikow roześmiał się znowu piskliwie. Wstydził się on niezmiernie swojego pochodzenia i nie wiedział, czy ma być zadowolony lub nie z tego, że Bazarow nazwał go: ty.