rozkosznej kobiety. Ciągle miał w uszach dźwięk jej głosu. Nawet fałdy jej sukni, jak się zdawało, inaczej się układały na niej jak na innych, jakoś strojniej i szerzej, a ruchy miała szczególnie miękkie i naturalne zarazem.
Arkadjusz doznawał w sercu pewnej trwogi, gdy przy pierwszych dźwiękach mazurki usiadł obok swojej damy, z zamiarem rozpoczęcia z nią rozmowy; przeczesywał tylko włosy palcami i nie mógł zdobyć się ani na jedno słowo. Niedługo atoli był tak strwożony i wzruszony; spokój Odincowej oddziałał i na niego: nie upłynęło kwadrans czasu, a już opowiadał najswobodniej w świecie o swoim ojcu, o stryju, o życiu w stolicy i na wsi. Odincowa słuchała go z uprzejmą uwagą na twarzy, zwolna otwierając i zamykając wachlarz. Rozmowę przerywały częste zaprosiny do tańca; sam Sitnikow, między innymi, zaprosił ją dwukrotnie. Po każdym tańcu wracała, znowu siadała i brała znów wachlarz do ręki; jej pierś dyszała mocno, a Arkadjusz znowu zaczynał rozmawiać, cały przejęty szczęściem z tego powodu, że jest tak blisko niej, że z nią mówi, patrzy w jej oczy, na jej piękne czoło i na całą twarz pociągającą, poważną i rozsądną. Ona mówiła niewiele, ale z jej słów przebijała znajomość życia; z niektórych zaś uwag Arkadjusz poznał, że ta młoda kobieta wiele już na świecie musiała przecierpieć, wiele przemyśleć...
— Z kim pan stałeś, — zapytała — kiedy pan Sitnikow podprowadził was ku mnie?
— A, pani zwróciła na niego uwagę? — spytał Arkadjusz z kolei. — Nieprawdaż, co to za piękna twarz! Jest to niejaki Bazarow, mój przyjaciel.
I Arkadjusz zaczął opowiadać o „swoim przyja-
Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.