Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

wił wiele i wyraźnie starał się obudzić zainteresowanie w swej towarzyszce, dla Arkadjusza nowy powód do zdziwienia. Nie mógł on jednak ocenić, czy Bazarow dopiął swego celu, czy nie. Trudno było poznać z twarzy Anny Siergiejewny, jakich doznawała wrażeń: rysy miały ciągle jednakowy wyraz uprzejmości i delikatności; w jej oczach błyszczała uwaga, ale uwaga spokojna. Zakłopotanie Bazarowa w pierwszych chwilach odwiedzin nieprzyjemnie ją uderzyło, jak przykra woń lub ostry dźwięk; zaraz atoli zrozumiała, że tego zakłopotania ona była przyczyną, i to pochlebiło jej nawet. Arkadjusza w tym dniu spotykały ciągłe niespodzianki. Spodziewał się, że Bazarow zacznie rozmawiać z Odincową, jako kobietą inteligentną, o swoich przekonaniach i poglądach. Toć ona sama objawiła chęć usłyszenia człowieka „który ma śmiałość w nic nie wierzyć“, Bazarow rozprawiał natomiast o medycynie, o homeopatji i o botanice. Pokazało się, że Odincowa nie marnowała czasu na samotności; przeczytała widocznie sporo dobrych dzieł i wyrażała się poprawnie po rosyjsku. Naprowadzała rozmowę na muzykę, ale zobaczywszy, iż Bazarow nie uznaje sztuki, nieznacznie wróciła do botaniki, chociaż Arkadjusz zapuścił się już w rozprawę o znaczeniu melodyj ludowych. Odincowa obchodziła się z nim ciągle jak z młodszym od siebie bratem: ceniła w nim, jak się zdawało, szczerość i prostoduszność młodości — więcej nic.
Nakoniec podnieśli się przyjaciele i zaczęli się żegnać. Anna Siergiejewna popatrzyła na nich łaskawie, podała obydwom swoją piękną, białą rękę, a po krótkim namyśle, odezwała się, z wahającym się, ale uprzejmym uśmiechem: