Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

tu, pańskość ogromna! Czyby nam nie wypadało czasami włożyć fraków?
Arkadjusz tylko wzruszył ramionami... ale i on czuł się niepomału zakłopotanym.
Po upływie półgodziny, zeszli obydwaj do sali gościnnej. Była to izba przestronna, wysoka, dosyć zbytkownie, choć bez wielkiego gustu urządzona. Ciężkie i kosztowne meble stały w zwykłym ordynku przy ścianach, pokrytych cynamonowej barwy obiciem ze złotemi obwódkami; nieboszczyk Odincow sprowadził je z Moskwy, za pośrednictwem swojego przyjaciela, kupca win. Nad środkową kanapą wisiał napuszony portret mężczyzny o jasnych włosach, i jak się zdawało, niezbyt przyjaźnie spoglądał na gości. „Widać, to on sam“, szepnął Bazarow do Arkadjusza i marszcząc czoło dodał: „Możeby lepiej spakować manatki“. W tej samej chwili jednak weszła do pokoju gospodyni. Była ubrana w lekką suknię bareżową; włosy gładko zaczesane za uszy, nadawały czystym i świeżym jej licom wyraz dziewiczy.
— Dziękuję za dotrzymanie słowa. — Wszak zabawicie u mnie? doprawdy, że tu nieźle. Zapoznam was z moją siostrą, dobrze gra na fortepianie. Dla was, msieu Bazarow, to rzecz obojętna, ale msieu Kirsanow, jak mi się zdaje, lubi muzykę. Prócz siostry, mieszka u mnie ciotka starowina i czasem przyjeżdża jeden z sąsiadów na karty: oto i całe nasze towarzystwo. A teraz, proszę, usiądźmy.
Cały ten speech wypowiedziała ze szczególną dobitnością, jak gdyby się go wyuczyła na pamięć; potem zwróciła się do Arkadjusza. Pokazało się, że jej matka znała doskonale jego matkę i że nawet była powiernicą jej miłości dla Mikołaja Piotrowicza.