przegrał, niewiele wprawdzie, ale zawsze nie był z tego zadowolony. Przy wieczerzy Anna Siergiejewna wszczęła znowu rozmowę o botanice.
— Jutro zrana pójdziemy się przejść, — rzekła do niego; chcę się was zapytać o łacińskie nazwy niektórych ziół polnych i ich własności.
— Co pani po nazwach łacińskich? — spytał Bazarow.
— Porządek we wszystkiem potrzebny, — odpowiedziała.
∗
∗ ∗ |
— Co to za cudowna kobieta z tej Anny Siergiejewny! — zawołał Arkadjusz, znalazłszy się sam na sam ze swoim przyjacielem w przeznaczonym dla nich pokoiku.
— Tak, prawda, — odrzekł Bazarow, — ma głowę baba, zna świat.
W jakim sensie to mówisz, — Eugeniuszu?
— W dobrym, — braciszku, w dobrym! Jestem pewny, że i swoim majątkiem zarządza wybornie. Cudem jednakże nie jest, cud to jej siostra.
— Co? ta czarnogłowa!
— Tak, ta czarnogłowa. Jest to i świeże, i nietknięte, i bojaźliwe, i milczące, i... wszystko. Oto nią możnaby się zająć. Z niej, co chcesz, to zrobisz; ta druga — drzewo wyrosłe.
Arkadjusz nic nie odpowiedział i obydwaj położyli się spać, każdy ze swojemi w głowie myślami.
I Anna Siergiejewna myślała tego wieczora o swoich gościach. Bazarow podobał się jej dla braku wszelkiej pretensjonalności i z wyrazistości swoich przekonań. Widziała w nim coś zgoła nowego, czego