Wspomnień wiele, a niema o czem wspominać. I poza mną i przedemną droga długa, długa, a celu niema... Więc nie chce się iść.
— Jesteście tak rozczarowani? — zapytał Bazarow.
— Nie, — odezwała się Odincowa z ząjąknieniem, — ale nie jestem zadowolona. Gdybym mogła przywiązać się silnie do czegoś, to sądzę...
— Macie ochotę pokochać — przerwał jej Bazarow, — a nie możecie zdobyć się na to: oto całe wasze nieszczęście.
Odincowa zaczęła się przyglądać rękawom swojego okrycia.
— Czyż ja nie mogę pokochać? — rzekła.
— Nie wiem. Tylko, — że niepotrzebnie nazwałem to nieszczęściem. Przeciwnie, daleko bardziej zasługuje na politowanie ten, komu się ta sztuka przytrafi.
— Co się przytrafi?
— Zakochać.
— A skąd pan wiesz o tem?
„Chcesz kokietować, pomyślał, nudzi ci się i drażnisz się ze mną tak sobie, a ja tymczasem...“ Jego serce, w samej rzeczy, silnie uderzało.
— Jesteście też może zbyt wymagająca, — rzekł i przechyliwszy się całem ciałem naprzód, zaczął się bawić frendzlami fotelu.
— Może. — Podług mego zdania albo wszystko, albo nic. Życie za życie. Wziąłeś moje, oddaj mi swoje własne, ale wtedy już bez żalu i bezpowrotnie. Nie, — to lepiej wcale nie!
— Ha! — zrobił uwagę Bazarow; — warunek sprawiedliwy i dziwię się, dlaczego do tej pory nie znaleźliście... nikogo...
Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.