jej rękę tak mocno, że o mało co nie krzyknęła i wyszedł. Ona podniosła zgniecione palce do ust, dmuchnęła na nie, i nagle zerwawszy się z krzesła, szybkim krokiem ruszyła do drzwi, jak gdyby pragnąc zawrócić Bazarowa. Pokojówka weszła do pokoju, z karafką wody na srebrnej tacy. Odincowa się zatrzymała, kazała jej odejść i znowu usiadła i znowu zatopiła się w myślach. Rozplótł się jej warkocz i spadł ciemnym wężem na ramiona... Długo jeszcze płonęła lampa w pokoju Anny Siergiejewny, i długo przyświecała swojej pani nieruchomej, jak posąg, zaledwie od czasu do czasu przesuwającej palcami po ramionach, chłodnym wietrzykiem owiewanych.
Bazarow, po upływie dwóch godzin, wrócił do swojej sypialni w butach mokrych od rosy, najeżony i zły. Zastał Arkadjusza przy stoliku, z książką w ręku i w surducie do samej góry zapiętym.
— Jeszcześ się nie położył? — rzekł, jakby z przyciskiem.
— Długo dziś siedziałeś u Anny Siergiejewny, — odezwał się Arkadjusz, nie odpowiadając na jego zapytanie.
— Tak, siedziałem z nią przez cały czas, jakeście grali na fortepianie z Katarzyną Siergiejewną.
— Ja nie grałem... — zaczął Arkadjusz i zamilkł. Czuł, że łzy cisną mu się do oczu, a nie chciał płakać przy swoim drwinkującym przyjacielu.
Następnego dnia, kiedy Odincowa przyszła na herbatę, Bazarow siedział długo pochylony nad swoją filiżanką, aż nagle spojrzał na nią... Obróciła się ku niemu, jak gdyby ją trącił, i wydało się mu, że jej