Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

granicy, zajrzeć nawet poza nią, ale zobaczyła tam nie przepaść tylko, lecz nicość, albo... niedorzeczność.

XIX.

Jakkolwiek Odincowa umiała panować nad sobą i wzniosła się ponad wszelkie przesądy, przykro jej przecież było, kiedy weszła do jadalni na obiad, który zresztą odbył się bardzo szczęśliwie. Porfiry Płatonicz przyjechał i opowiadał różne anegdoty; tylko co wrócił był z miasta. Opowiedział między innemi, że gubernator Burdaloue wydał rozporządzenie, aby jego urzędnicy do szczególnych poruczeń nosili ostrogi, w razie gdy ich pośle gdziekolwiek konno dla pośpiechu. Arkadjusz rozmawiał półgłosem z Katją i dyplomatycznie przysłuchiwał się księżnie, Bazarow milczał upornie i gniewnie. Odincowa spojrzała ze dwa razy wprost, nie ukradkiem, na jego twarz surową, ze spuszczonemi oczyma, z piętnem pogardliwej stanowczości w każdym rysie i pomyślała: „nie... nie... nie...“ Po obiedzie wyszła z całem towarzystwem do ogrodu, a widząc, że Bazarow chce z nią pomówić, odeszła kilka kroków na bok i zatrzymała się. On przybliżył się do niej, ale oczu nie podniósł i odezwał się tylko ponuro:
— Powinienem usprawiedliwić się przed wami, Anno Siergiejewno. Niepodobna, ażebyście się gniewali na mnie.
— Nie, ja się nie gniewam na was, Eugeniuszu Wasilicz, — odpowiedziała Ondincowa — przykro mi tylko.
— Tem gorzej... W każdym razie jestem dostatecznie ukarany. Moje położenie, zgodzicie się na to