Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

prawdopodobnie, jest jak najgłupsze. Napisaliście mi: „dlaczego wyjeżdżacie?“ A ja nie mogę i nie chcę pozostać. Jutro mnie tu nie będzie.
— Eugeniuszu Wasilicz, dlaczego wy...
— Dlaczego wyjeżdżam?
— Nie, nie to chciałam powiedzieć.
— Przeszłości nie powrócisz, Anno Siergiejewno, a wcześniej lub później musiało to nastąpić. Powinienem przeto wyjechać. Pod jednym tylko warunkiem mógłbym zostać tutaj; ale ten warunek nigdy się nie ziści. Wszakże wy nie lubicie mnie i nigdy nie polubicie...
Oczy Bazarowa błysnęły na chwilę z pod ciemnych jego brwi.
Anna Siergiejewna nie odpowiedziała mu nic. — Boję się tego człowieka, — pomyślała.
— Bądźcie zdrowi! — odezwał się Bazarow, jak gdyby odgadł jej myśl, poczem odszedł ku dworowi.
Odincowa poszła za nim cichuteńko, a przywoławszy Katję, wzięła ją pod rękę. Nie rozstawała się z nią już do samego wieczora. Nie chciała grać w karty i śmiała się co chwila, co stanowiło kontrast z jej pobladłą i smutną twarzą. Arkadjusz nie rozumiał, co to znaczy i śledził ją wzrokiem, jak to czynić zwykli młodzi ludzie, to jest zapytywał ciągle samego siebie: „cóż to znaczy, u licha?“ Bazarow zamknął się w swoim pokoju; na herbatę jednak zeszedł. Anna Siergiejewna miała ochotę odezwać się do niego z jakiemś dobrem słówkiem, ale nie wiedziała, jak zacząć z nim rozmowę...
Niespodziewany wypadek przyszedł jej w pomoc: służący oznajmił, iż przyjechał Sitnikow.
Trudno opowiedzieć, jak zamaszyście wbiegł do