wymagający: u mnie tu wszystko poprostu, na sposób żołnierski. Uspokój się, Arino Własjewno, proszę cię, cóż za brak energji! Pan gość śmiać się będzie z ciebie.
— Mój jegomość, — wyrzekła staruszka przez łzy, — nie mam przyjemności znać jego imienia, ani imienia ojca.
— Arkadjusz Mikołajewicz, — z powagą i półgłosem odpowiedział Wasil Iwanowicz.
— Proszę mi darować, biednej matce. — (Tu starowina nos wytarła, a przechylając głowę to na prawo, to na lewo, starannie otarła jedno i drugie oko). — Darujcie mi. Mnie się już zdawało, że umrę i nie doczekam się mojego gołąbka.
— Lecz, doczekaliśmy się, moja jejmość, — podjął Wasil Iwanowicz. — Taniuszka, — dodał, zwracając się do bosej, trzynastoletniej dziewczynki, w jaskrawo-czerwonej sukni, która ze strachem wyzierała z poza drzwi, — przynieś pani szklankę wody, ale na tacy, słyszysz? — was zaś, panowie, proszę do mojego weterańskiego gabinetu.
— Choć razik jeszcze daj mi się pocałować, Geńciu, — zawołała Arina Własjewna. (Bazarow pocałował ją w rękę). — Jak ty wyładniałeś!
— Wyładniał, jak wyładniał, — zrobił uwagę ojciec, ale jest sobie mężczyzną, jak się mówi homme fait. A teraz spodziewam się, moja jejmość, że nasyciwszy swoje serce macierzyńskie, postarasz się o nasycenie swoich drogich gości, wiesz bowiem dobrze, iż słowika bajkami nie nakarmi.
Staruszka podniosła się z krzesła.
— W tej chwili, Wasil Iwanowicz, stół będzie nakryty, sama pobiegnę do kuchni i każę nastawić
Strona:PL Turgeniew - Ojcowie i dzieci.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.